sobota, 7 stycznia 2017

Legendy Rocka w Dolinie Charlotty


Tytuł: Legendy Rocka w Dolinie Charlotty
Autor: Marek Hofman, Zdzisław Pająk
Wydawnictwo: Tourtrend Sp. z o.o.
Rok: 2014

Amfiteatr w maleńkim Strzelinku pod Słupskiem od wielu lat gości artystów z najwyższej półki; artystów starszych, uznanych, budujących historię muzyki gitarowej. Tuż przed kamieniem milowym w rozwoju imprezy w postaci występu Boba Dylana, wypuszczony został specjalny album mający przybliżyć historię Festiwalu Legend Rocka, zawierający zdjęcia z imprezy autorstwa Marka Hofmana. Oczywiście jako osoba regularnie odwiedzająca przyczółek Mirosława Wawrowskiego musiałem się w owe wydawnictwo zaopatrzyć, gdyż uznałem że będzie to fajna pamiątka (wszak widziałem prawie wszystkie koncerty opisane w publikacji). Pierwsze co rzuca się w oczy po otrzymaniu "książki" to jej bardzo niestandardowy rozmiar: album jest wielki i kwadratowy, ażeby zamieszczone w nim fotki były możliwie jak najwyższej jakości - przez to miałem nieco problemów ze znalezieniem dla niego miejsca na półce. Głównym daniem w środku są oczywiście pięknie uchwycone obiektywem aparatu występy gwiazd, na których mieliśmy okazję bawić się w Strzelinku, ale też i nie zabrakło krótkiej historii Doliny Charlotty. Zdjęcia są oczywiście podpisane i co ciekawe, wszystkie teksty (autorstwa Zdzisława Pająka) występują w dwóch wersjach językowych (polskiej i angielskiej), tak aby również i goście zza granicy mogli cieszyć się "Legendami Rocka".


Poszczególnym artystom poświęconych zostało kilka stron ale nie wszyscy niestety zmieścili się do głównej sekcji: niektórzy z występujących trafili do zbiorczego "Archiwum" na końcu, gdzie znajdziemy fotki w mniejszych rozmiarach. Całość nie jest ułożona chronologicznie, tak więc nowsze koncerty mieszają się z tymi z początków festiwalu - na końcu mamy jednak noty o wszystkich edycjach wraz z krótkimi relacjami, tak więc pogubienie się nikomu nie grozi. Któż natomiast trafił na główne karty albumu? Carlos Santana, Alice Cooper, Jack Bruce, Deep Purple, Ray Manzarek & Robby Krieger Of The Doors, Eric Burdon, Thin Lizzy, Procol Harum, Arthur Brown, Marillion, Saxon, Colosseum, Alvin Lee, Uriah Heep (tu można mnie znaleźć na zdjęciu!), Paul Rodgers, Ten Years After, John Mayall, Nick Simper & Nasty Habits, UFO, Maggie Bell, Savoy Brown, Cactus i Vanilla Fudge. Wybór całkiem OK, choć osobiście nie rozumiem pominięcia na głównych kartach kultowego Budgie, legendarnej Omegi czy Nazareth, które zdmuchnęło swoim żywiołowym show cały amfiteatr. Wydaje mi się, że to kapele nieco bardziej znane niż np. Nasty Habits (omówmy się, to dobry, ale jednak cover band) czy Savoy Brown (choć ekipa Kima Simmondsa faktycznie dała wówczas do pieca). Idąc dalej, czy miejsce Maggie Bell nie powinna zająć Bonnie Tyler, tudzież Maggie Reilly? No i czy słabiutki występ Alvina Lee zasłużenie trafił do głównej sekcji, miast takiego np. Kena Hensleya? Cieszy natomiast fakt, że nie zapomniano o polskich akcentach: oprócz legend światowej muzy, znajdziemy tutaj również wysokiej jakości fotografie z występów rodzimych, nie mniej kultowych kapel, takich jak Dżem, Perfect, Acid Drinkers oraz Budki Suflera. Podczas przeglądania "Legend Rocka" aż się miejscami łezka w oku kręci - ilu to już bowiem muzyków z nami nie ma: Jack Bruce, Alvin Lee, Ray Manzarek, Trevor Bolder... Ich już więcej na żywo podziwiać nie będziemy. Działalność zakończyły też Budka Suflera, Thin Lizzy, Colosseum oraz Budgie, a wiele grup pozmieniało swoje składy - niekoniecznie na lepsze, trzeba dodać.

Cały album wykonany jest bardzo porządnie: papier wysokiej jakości, twarda okładka, przepiękne fotografie i tylko jedna rzecz sprawia, że mi "oko lata": błędy. Mimo iż samych tekstów jest mało, to znalazło się tu kilka mniejszych lub większych chochlików. Literówki można jeszcze wybaczyć, no ale "babole" w nazwach grup?! "Ken Hensley & Live Wire" (powinno być "Live Fire") w "Archiwum" ktoś może jeszcze przegapić, bo małe (a i nawet zabawne), ale już wydrukowane ogromną czcionką "PERFEKT" (K zamiast C) czy "MEGGIE BELL" (ja widziałem w Charlottcie Maggie Bell) to spore, mówiąc kolokwialnie, "byki". Parę miesięcy temu pojawiła się nowa wersja albumu, poszerzona o kolejne edycje - mam nadzieję, że w niej bardziej przyłożono się do warstwy tekstowej. Czy warto więc zaopatrzyć się w "Legendy Rocka"? I tak i nie. To świetna pamiątka dla stałych bywalców - pytanie tylko czy nie lepiej od razu rzucić się na tą nowszą wersję? Tutaj nie pomogę, gdyż jej na żywo nie widziałem (z wierzchu wygląda zupełnie inaczej - czy tak samo jest z zawartością?). Może uda mi ją sprawdzić w przyszłym roku na Festiwalu - wtedy jakiś werdykt będę mógł wydać...


autor: Tomasz Michalski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz