Tytuł: Metallica. Historie największych
utworów
Autor: Chris Ingham, Tommy Udo
Wydawnictwo: In Rock
Rok wydania: 2012
Miasto: Poznań
Przełożył: Jędrzej Polak
Z
tym, że Metallica jest jednym z największych zespołów metalowych w historii w
zasadzie nie ma co dyskutować. Są zespoły, które grają mocniej; są grupy, które
w opinii wielu są lepsze - ale żaden z nich nie osiągnął takiego statusu co
kalifornijska czwórka. Dziesiątki hitów na koncie, setki milionów sprzedanych
płyt i morze fanów, którzy są w stanie wybaczyć wszystko, łącznie ze zmianą
stylu i słabymi albumami. Mimo iż nie raz zdarzało im się błądzić (również stosunkowo
niedawno), to ciągle są na szczycie, o czym może świadczyć chociażby fakt, iż
to właśnie oni byli headlinerem trasy tzw. Wielkiej Czwórki amerykańskiego
thrash metalu. W ich bogatym repertuarze znajdziemy zarówno kawałki thrashowe,
hard rockowe czy heavy metalowe, jak również mniej lub bardziej łzawe ballady.
To właśnie wszystkim tym kawałkom poświęcona została książka pióra Chrisa
Inghama i Tommy'ego Udo.
"Historie
największych utworów" po raz pierwszy wydane zostały w 2004 roku, jednak
wersja która trafiła do moich rąk pochodzi z roku 2012 (Wydanie I), tak więc
obejmuje również znakomicie przyjęty "Death Magnetic". Książkę
upiększa nowa okładka, w środku znajdziemy kolorowe zdjęcia z różnych okresów
istnienia kapeli, całość liczy 192 strony (z papieru bardzo dobrej jakości), a
to wszystko kosztuje 29,90 zł. Zanim jednak rzucimy się do kotła z
ciekawostkami odnośnie takich hitów jak "Master of Puppets" czy
"Enter Sandman", poznamy krótką historię Metalliki, jak również
poczytamy o grupach, które w mniejszym lub większym stopniu wpłynęły na Larsa
Urlicha oraz Jamesa Hetfielda. Notka biograficzna zajmuje ledwo kilka stron,
jednak czyta się ją z zaciekawieniem. Oddani fani raczej nie znajdą tutaj
żadnych szokujących rewelacji, ale osoby, które miast siedzieć na Wikipedii,
szukając najdrobniejszych szczegółów życia Jamesa i spółki, wolą po prostu
słuchać muzyki, otrzymają wszystkie najważniejsze wydarzenia z życia
kalifornijskiej grupy w małej pigułce. Żyjecie Metalliką? Możecie spokojnie
przeskoczyć do następnego rozdziału. Znacie zespół ale nie interesowaliście się
tym kto z kim i dlaczego? Miłej lektury.
Później
niestety jest troszeczkę gorzej. W sekcji o zespołach, które były inspiracją
dla Metalliki lub też których historia w jakiś sposób skrzyżowała się z kapelą
wkradło się sporo błędów. Źle podpisane zdjęcie Iron Maiden niemal od razu
rzuciło mi się w oczy (Iron Maiden to bowiem grupa, którą bardzo szanuję);
później trafiałem na coraz większą liczbę chochlików. "Lemmy'ego
Kilminstera" najpierw potraktowałem jako zwykłą literówkę, jednak kiedy
autor z uporem maniaka zaczął stosować nazwę "Armoured Saint" dla
formacji Johna Busha zrozumiałem, że coś jest nie tak. Nie wiem kto jest za to
odpowiedzialny, no ale taka sytuacja jest niedopuszczalna. Również niektóre
uwagi odnośnie innych grup sprawiały, że zaczynałem traktować twórców książki
jako osoby, które przestały trzymać rękę na pulsie muzyki metalowej wiele lat
temu. No bo jeśli Chris Ingham twierdzi chociażby, że grupa Saxon nie
wytrzymała próby czasu, no to chyba żyje on na innej planecie. Jeśli sukcesem
nie jest to, że kapela gra nieprzerwanie od 35 lat, nagrywa dobrze przyjmowane
albumy, koncertuje na wszystkich kontynentach i występuje na największych
festiwalach (Sweden Rock, Hellfest, Wacken Open Air?) - to co nim jest ja się
pytam? Oczywiście nie wszystko tu jest złe - historię NWOBHM, Iron Maiden,
Motorhead, Misfits czy Diamond Head czyta się naprawdę fajnie. Tylko że
niekiedy autor powinien skupić się na suchych faktach, pomijając własną opinię.
No i w Wydaniu II trzeba poprawić błędy w nazwach, bo to aż wstyd...
Głównym
daniem są tu jednak opisy "największych utworów". Od razu trzeba
powiedzieć, że sam tytuł jest mocno mylący, ponieważ znajdziemy tutaj historie
niemal wszystkich kawałków, jakie napisała Metallika, a nie tylko tych
najbardziej znanych. Trafi się nawet notka o "Shine", który miał
pojawić się na "Death Magnetic", ale ostatecznie nie został wydany*.
Całość podzielona jest na rozdziały, które dotyczą każdego albumu Metalliki po
kolei, a na początku każdego z nich znajdziemy garść ciekawostek związanych z
procesem nagrywania krążka oraz wypowiedzi osób, które przyczyniły się do jego
powstania. Dalej mamy już tytuły poszczególnych utworów i informacje ich
dotyczące. Oprócz genezy kawałków, autorzy dużo miejsca poświęcają próbie
zinterpretowania treści. Niekiedy ich małe śledztwa pozwalają spojrzeć na daną
pieśń w zupełnie inny sposób, a innym razem... cóż, Ameryki nie odkrywają. No i
podobnie jak w przypadku drugiej części wstępu, pojawia się dużo osobistych
opinii, które średnio mi tu pasowały - wolałbym po prostu większą ilość
"suchych" informacji. Zaskakuje też brak dłuższego opisu
"Oriona", co jest o tyle dziwne, że to przecież jeden z
najciekawszych kawałków Metalliki. Nie rozumiem też całkowitego pominięcia
"-Human" oraz "No Leaf Clover" z "S&M", które
mają równie ciekawą historię co niejeden kawałek z poprzednich albumów
(niewiele osób może wiedzieć, że utwory te NIE zostały napisane na koncert z
orkiestrą) oraz filmowego debiutu Metalliki: "I Disappear" z
"Mission Impossible II".
Generalnie
jednak "Historie Największych Utworów" to książka całkiem niezła,
chociaż trzeba pamiętać, że nie jest ona przeznaczona dla maniaków
kalifornijskiej grupy. Ci informacje w niej zawarte znać już będą z rozmaitych
fan-page'ów czy artykułów z czasopism poświęconych cięższej muzyce. To twór
przeznaczony raczej dla osób, które Metallikę znają i słuchają, ale które nie
mają czasu buszować po półkach z gazetami czy przedzierać się przez cyfrową
dżunglę Wikipedii. Tutaj wszystkie najważniejsze informacje (łącznie z
kompletną dyskografią) będą miały pod ręką i to w naprawdę ładnej oprawie. A
trzydzieści złotych nie jest ceną zbyt wygórowaną (nawet jeśli byście mieli
połknąć omawianą książkę w dwa dni - jak ja). Zastanawiam się jednak, czy nie
warto byłoby się rozejrzeć za wydaniem poprawionym (o ile takie jest). Pojawiły
się tu bowiem mniejsze i większe błędy, które wypadałoby skorygować, a część
wypowiedzi należałoby przepisać w taki sposób, abyśmy wiedzieli dokładniej o co
autorom chodzi. Wtedy "Historie Największych Utworów" czytałoby się
jeszcze lepiej, a osoby interesujące się muzyką metalową nie kręciłyby nosem
widząc co niektóre "kwiatki".
* do 2011 roku, gdy jako "Just a Bullet
Away" trafił na EP-kę "Beyond Magnetic". Jako że angielska
wersja książki ukazała się wcześniej, to reszta kawałków też nie została w niej
uwzględniona.
Autor: Tomasz Michalski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz