wtorek, 16 sierpnia 2016

Po Wacken Open Air 2016



Po zeszłorocznej walce z błotem i deszczem ten rok przyniósł nam... powtórkę. Może i ciut mniej padało, ale błoto było wszechobecne na całym terenie festiwalu. No nic, nie ma co o tym rozwodzić, bo przecież koncerty są najważniejsze. To tradycyjnie w skrócie o tym co się działo w tym roku na Wacken.

Phil Cambell's All Star Band - na konferencji prasowej dowiedzieliśmy się, że nazwa zespołu została zmieniona na Phill Cambell And The Bastard Sons. Uroczo, prawda? Muzycznie to mocno rock'n'rollowe granie. Oczywiście w roli głównej covery Motorhead, ale nie tylko, bo było grane też Black Sabbath, ZZ Top i David Bowie.


Skyline - tradycyjnie otwierali główne sceny w czwartek i tradycyjnie zaserwowali garść coverów. Jakoś w tym roku nie porwali mnie doborem utworów, nie było też gości specjalnych... w zasadzie nuda.

Saxon - zagrali o dosyć nietypowej porze (16:00 - 17:15), bo na wcześniejszych edycjach grali później i jakoś tak bez większych emocji ten koncert przeleciał. Na konferencji prasowej Biff Byford sugerował, że to może być ostatni występ zespołu na tym festiwalu. Dziwna sprawa. W Goleniowie koncert był o wiele bardziej emocjonujący.

Vader - pierwsza wycieczka do namiotu "Bullhead", a tam... dzikie tłumy! Totalne zaskoczenie i w sumie niespodzianka. A Vader cisnął świetny koncert! Muszę przyznać, że to było dla mnie pozytywne zaskoczenie. Szkoda, że mieli tak malutko czasu (45 minut), no ale wykorzystali go idealnie. Brawo!

Whitesnake - zasadniczo nie moja muza i oglądałem/słuchałem ustawiony pod drugą sceną. Z tego co słyszałem, to nie było geriatrii i całkiem przyzwoity występ.

Iron Maiden - klasa sama dla siebie. Ostatni ich koncert na tej części trasy i jak zwykle... zero zmian. Objazdowe DVD w pełni. O przepraszam w "Death Or Glory" Bruce Dickinson wyskoczył w masce małpki, no i jakieś dodatkowe wybuchy doszły. Reszta kropka w kopkę jak we Wrocławiu. Nawet żarty te same... no cóż, takie jest Maiden i tego nic nie zmieni. Ale sam koncert wyborny!

Loudness - zespół znam za sprawą... serwisowych recenzji. Teraz już wiem na ich temat więcej - koncertowo bardzo fajne granie. Sporo energii i przyjemnego w odbiorze heavy metalu. Bardzo chętnie zobaczyłbym ich jeszcze raz, na przykład w klubie. Pozytywny występ.

Entombed AD
- ależ pocisnęli! Mięcho na scenie, spory luz muzyków i totalna rozpierducha. Jak zaczęli, to staliśmy w pewnym oddaleniu od sceny. Skończyło się na barierce... kapitalny koncert!

Hansen & Friends - no tutaj to wiadomo było, że czekam na Kiske i kolejne "keeperowe" numery (w zeszłym roku były 2 przy okazji "Rock Meets Classic"), teraz w prezencie dostałem kolejne dwa! "I Want Out" i "Future World". Ponadto z dyskografii Helloween były "Ride The Sky", "Save Us" i "Victim Of Fate" - ten trzeci palce lizać. Utwory autorskie zespołu - bez szału.

Blind Guardian - headliner festiwalu numer dwa. Zagrali prawie wszystko to, co mają najlepszego w dyskografii. Jednak jakoś tak to wszystko bez większego przekonania i chyba też emocji. W sumie ten koncert niewiele się różnił od ich poprzedniego występu na Wacken. Do tego grali zdecydowanie za cicho i z ogólnymi problemami z dźwiękiem,

Unisonic - i znowu Kiske + Hansen = czekam na numery z "Keeperów" I oczywiście takie poleciały! "March Of Time" i "A Little Time". Bajka! Ponadto bardzo fajny koncert. Przyjemnie było patrzeć jak Kai Hansen nie jest "najważniejszy" na scenie, bo tutaj pierwsze skrzypce zdecydowanie należą do Kiske. Bardzo fajny koncert. Hehe... "Juuuunisłonik!"

Testament - ło kurna co tutaj się odpierd...zieliło! Chłopaki wyszli na scenę o 1:45 i odwalili kawał świetnej roboty. Od początku "Over The Wall" cisnęli niesamowite tempo. Na początku myślałem, że może Hoglanowi coś się pomieszało i po prostu gra za szybko. Ale kolejne numery był również grane ultraszybko. Cały swój set - 13 kawałków -  odegrali w 1:05!. Można? Można! A do tego jaka radocha z grania na scenie. Alex Skolnick odstawiający piruety i biegający po scenie - bezcenne. Jeden z lepszych koncertów Testament jaki widziałem.

Borknagar - a jakoś tak bez większych emocji... momentami bardzo ciekawie, a chwilami dosyć przymulali. Ogólnie bez szału.

Metal Church - niby sobota, a do kościoła trzeba było iść... bardzo fajny koncert, Mike w świetnej formie wokalno/scenicznej. Chłop wciąż ma głos jak dzwon! Szkoda, że reszta zespołu bardzo statycznie, ale koncert na duży plus.

Therion - na scenie zero wystroju i tylko kapela na niej. Wiadomo przecież, że najważniejsza jest muzyka... no i tutaj Therion wybronił się doskonale (co mnie w żaden sposób nie zaskoczyło). Jako trzeci numer zagrali "Typhon" i na scenie gość - Snowy Shaw! Facet wskoczył na jeden numer i pozamiatał! Świetną sprawą było zobaczyć go ponownie na scenie. Świetny koncert!

Triptykon - ulalala... się działo się! Tom G. Warrior i mroczne misterium. Wiadomo - w większości covery Celtic Frost, no ale czy nie tego publika chciała. Kapitalne oprawa, kapitalne wykonanie i kapitalny klimat. Miazga!

Twisted Sister - czyli trzeci headliner festiwalu. W skrócie pozamiatali! Muzycznie kapitalnie, a Dee "Fucking" Snider to osobna bajka. O gościu można książkę napisać. Zaskakujące jest to, że pomimo głupawek wokalisty, muzycznie to wciąż kawał świetnego grania. A i momentami jak przyłożyli, to szczęka w okolicy kolan. Kupiony byłem od pierwszego kawałka. KLASA!

Arch Enemy - na konferencji prasowej zespół zapowiedział, że wackeński występ będzie zarejestrowany na potrzeby DVD. Ponadto przygotowano specjalną produkcję z pirotechniką w roli głównej. To już wiedziałem, że będę przy barierce. Sam koncert całkiem dobry, ja jednak widziałem zacniejsze. Muzycy dosyć stateczni na scenie, a sympatyczna Alissa to jednak nie taki demon sceniczny jakim była Angela. Ogólnie bardzo pozytywne wrażenia.

Dio Disciples - czyli wspominamy Ronniego... Był covery Dio, Rainbow, Black Sabbath i Bardzo Specjalny Gość na zakończenie tego koncertu. Zespół odegrał na koniec utwór "We Rock", a zaśpiewał go... hologram Ronniego. Na scenę wystawiono wielki "ekran" i tam można było podziwiać wokalistę. Hmm... dziwne to było...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz