czwartek, 7 sierpnia 2014

Po Wacken Open Air 2014

Skyline - ten zespół tradycyjnie otwiera główną część festiwalu. I jak zwykle muzycy zaprezentowali kilka coverów: "Warriors Of The World" Manowar, "Bark At The Moon" Ozzy Osbourne, "Ain't Talkin' 'Bout Love" Van Halen, "Fear Of The Dark" wiadomego zespołu, "Black n°1" Type O Negative - z piękną dedykacją dla Petera Steele, "Shoot To Thrill" AC/DC i "Engel" zespołu Rammstein. Na koniec wykonano wackeński hymn, który w tym roku był utwór zatytułowany "There Will Be Metal".

HammerFall - ten zespół powrócił do życia po dwóch latach przerwy, gdyż muzycy chcieli odpocząć i naładować akumulatory. Szczerze mówiąc nie widziałem większej zmiany jeśli chodzi o koncerty, bo widziałem poprzedni koncert na Wacken. Zespół dalej nie bardzo ma ikrę do grania i to niestety widać. A sam koncert był dosyć specyficzny. W pierwszej części HammerFall odegrał wszystkie utwory (w zmienionej kolejności) z płyty "Glory To The Brave". Drugim zaskoczeniem byli zaproszeni goście: Stefan Elmgren, Patrik Räfling i Jesper Strömblad, czyli byli muzycy Młotka. W drugiej części pojawiły się najbardziej "komercyjne" kawałki i koncertowa premiera w postaci utworu "Bushido", który zapowiada album "(r)Evolution".

Steel Panther - co tu dużo pisać - więcej szopki i kabaretu niż poważnego grania. Fakt, iż muzycy dosyć szybko są w stanie kupić każdą publikę nie zmienia faktu, że tych wszystkich dodatków jest po prostu za dużo. No ale takiej ilości dziewczyn obnażających swoje piersi to na koncercie jeszcze nie widziałem...

Saxon - początek koncertu jakiś taki niemrawy, a w połowie zabrano perkusję, która opuściła scenę, a wraz z nią zniknął również Nigel Glockler... Oczywiście to było zaplanowane i na scenie opadła wielka płachta która przesłaniała tylną część. Tam znalazł się nowy zestaw perkusyjny i miejsce dla kwartety smyczkowego i dodatkowych muzyków (klawisze i drugi perkusista). Od tej pory było bardziej symfonicznie i podniośle. Ogólnie koncert na plus, ciekawa setlista (sporo staroci) i tradycyjnie wysoka forma zespołu.

Accept - bez dwóch zdań dla mnie to był koncert festiwalu. Totalna rozwałka i solidna petarda. Świetna setlista i doskonała forma zespołu. Co muzycy mają radość i frajdę z grania to ja nie mam pytań. Sporo dobrych numerów, dosyć skromny wystój sceny, ale tutaj najważniejsza była muzyka. O tym koncercie wkrótce osobna relacja na serwisie.

Skid Row - poszedłem na ten koncert z sentymentu do dwóch pierwszych płyt. Wiele się nie spodziewałem i w zasadzie tak było. Dodatkowo był to pierwszy zespół w piątek, upał i godzina 11:55 - idealna pora na koncert (hehe). Czekałem na stare numery i się doczekałem: "18 & Life",  "I Remember You" i "Monkey Business". Na koniec zagrali jeszcze "Slave To The Grind" i "Youth Gone Wild", ale to słyszałem z oddali, bo poszedłem na konferencję prasową z zespołem Sanctuary.

Konferencja prasowa zespołu Sanctuary - na początek posłuchaliśmy trzy nowe numery z nadchodzącej płyty "The Year The Sun Died" (premiera na koniec września), a później wokalista Warrel Dane i gitarzysta Lenny Rutledge odpowiadali na pytania niezbyt licznie zgromadzonych dziennikarzy. Po konferencji porozmawialiśmy chwilą z bardzo sympatycznymi muzykami, a co z tej rozmowy wynikło - wkrótce zobaczycie na serwisie...

Carcass - petarda, petarda i jeszcze raz petarda. Aż tak świetnego koncertu się nie spodziewałem. Była barierka i mnóstwo świetnej zabawy. Ten zespół na żywo to niezła jazda. Sporo kamer na tym koncercie, to i pewno jakieś DVD będzie.

Slayer - nakręcony konkretnym koncertem Carcass udałem się pod True Metal Stage... i od razu ruszyłem w kierunku barierki. Do dzisiaj nie wiem jak to zrobiłem, ale podczas otwierającego występ amerykanów utworu "Hell Awaits" byłem u celu. A te dwa koncerty dzieliło ledwo 15 minut. Pod barierką konkretna zabawa, a na scenie same petardy (no ale to Slayer w końcu). Jeden z lepszych koncertów tego festiwalu.

King Diamond - po dwóch petardach pod barierką (Carcass i Slayer) było wiadomo, że ten koncert będzie bardziej do odpoczynku, niż szaleństw. Szczerze mówiąc nie jestem wielkim fanem Kinga i pod sceną stałem bardziej z ciekawości, niż wielkim zainteresowaniem. W sumie wystałem kilka numerów i lekko znudzony (i zmęczony) udałem się na odpoczynek.

W.A.S.P. - kończył piątkową sesję startując o godzinie 1:45... po całym upalnym dniu, wcześniejszych koncertowych szaleństwach występ amerykanów obejrzałem "na spokojnie". A samo show stało na bardzo dobrym poziomie. Świetna setlista, muzycy i Blackie w wybornej formie. Na pewno to był jeden z lepszych koncertów tego festiwalu.

Arch Enemy - nie lubię koncertów, które zaczynają kolejny festiwalowy dzień. Południe, żar lejący się z nieba... Zawsze mam problem, żeby w takich okolicznościach odpalić od razu z zabawą. Tym razem było podobnie i dopiero po 2-3 numerach wreszcie załapałem ten koncert. Fakt, że sporo mi pomogło przedostanie się do barierki. Koncert ogólnie petarda, ale w przypadku tego zespołu to raczej norma.

Sodom - jak zwykle ten zespół nie porwał mnie na festiwalu. Zdecydowanie wolę ich muzykę w klubie, a nie na wielkiej scenie. Nie mam pojęcie dlaczego tak jest, no ale nic na to nie poradzę.

Behemoth - wiele lat temu snuliśmy wizję, że pewnego roku na głównej scenie festiwalu zagra polski zespół, a my będziemy z dumą oglądali ten występ. Kilka długich lat upłynęło i tamte mrzonki w końcu się spełniły. A sam koncert? Behemoth i wszystko jasne. Szkoda tylko, że grali od 14:30, bo w ciemnościach widowisko byłoby znacznie lepsze. No i szacun dla polskich fanów, którzy pod sceną przygotowali napis "Kaka Demona", który prezentowali dosyć często. Mina Oriona podczas intro gdy zobaczył ten napis - bezcenna...

Devin Townsend Project - oj... spore rozczarowanie jak dla mnie. Jakoś nie przekonał mnie ten koncert... Dziwne, bo w 2012 widziałem ich w poznańskim Eskulapie i było zacnie. Trudno, innym razem pewno będzie inaczej.

Amon Amarth - jak zwykle poniżej dobrego poziomu nie zeszli. Widzę ich średnio co 2 lata i w zasadzie niewiele się zmienia jeśli chodzi o jakość. Jeden z lepszych koncertów na Wacken Open Air 2014.

Megadeth - aaa... się działo się. Pomaszerowałem na barierkę i po małym kombinowaniu udało się dotrzeć na sam początek koncertu. Na scenie spora petarda, a pod sceną sporo szaleństwa. Bardzo dobry koncert (top tego festiwalu), świetna setlista i muzycy w mega formie. Mustaine tak pozytywnie nakręcony, że po bisach nie bardzo chciał zejść ze sceny. Ogólnie mega koncert.

Kreator - thrash metalowcy kończyli mój festiwal zaczynając swój show o 0:15. Co do koncertu, to potwierdziło się to, co już dawno temu powiedziałem - Kreatora to ja mogę co miesiąc oglądać i mi się nie znudzi. Kapitalny wystrój sceny, pirotechnika i światła. Setlista świetna i ogólnie ten koncert konkretnie pozamiatał. Oczywiście top tego festiwalu.

3 komentarze:

Blogger pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Kalina Nawrot pisze...

świetne zestawienie!

dawid pisze...

zazdroszczę wszystkim, którzy byli na tym festiwalu :)

Prześlij komentarz