To już sześć lat minęło od premiery poprzedniej płyty zespołu Judas Priest. O albumie zatytułowanym "Nostradamus" powiedziano już chyba wszystko, więc nie ma co do tego wracać. Przecież bardziej istotne jest to, co zespół prezentuje na nowym krążku "Redeemer Of Souls". Muszę przyznać, iż po pierwszym przesłuchaniu tego materiału jestem w niezłej kropce.
Na pewno nie ma tutaj śladu po "rozmemłanym"
poprzedniku. Zespół zrezygnował z jakichkolwiek orkiestracji, patosu i
rozbudowanych kompozycji. Muzyka jest prosta i przystępna. Sporo w tym graniu
hard rockowych riffów i patentów - jakby Priest z tęsknotą spoglądali w dawne
czasy. Jednak nie brakuje też konkretniejszej "luty" i solidnego
dołożenia do pieca.
Na pewno nie odczuwa się braku KK Downinga, bo gitary "chodzą"
naprawdę konkretnie. Sporo ciekawych solówek i momentów instrumentalnych.
Sekcja to typowe judasowe granie. Troszkę odstaje w tym wszystkim Rob Halford i
jego linie wokalne są dosyć ubogie, no ale niestety wiek robi już swoje. Jednak
ogólnie nie jest źle i można dosyć szybko przyzwyczaić się do tych wokaliz.
Po pierwszy odsłuchu w głowie zostało mi kilka kompozycji:
"Redeemer Of Souls", "Battle Cry", "Metalizer", "March
Of The Damned ", "Secrets Of The Dead", czy "Halls Of
Valhalla". Ogólnie zapowiada się na dobry, a momentami nawet bardzo dobry
album.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz