"Resilient" to druga płyta Running Wild od momentu w którym Rolf ogłosił zakończenie działalności pod tym zasłużonym szyldem. "Shadowmaker" z 2012 roku chwały Kasparkowi nie przysporzył. Było, minęło nie ma co do tego wracać. Do przesłuchania nowego dzieła z logo RW nie miałem wielkich chęci. To jeden z moich ukochanych zespołów, to od tej kapeli zacząłem słuchać heavy metalu.
Muszę przyznać, iż jestem lekko
zaskoczony... na plus. Po pierwszy odsłuchu tego materiału zęby mnie nie bolą,
ani przez moment nie poczułem się znudzony i nawet szybko mi te 50 minut z
"Resilient" zleciało. A cóż pozostało w głowie? Na pewno o wiele
lepsze wrażenie niż po poprzednim albumie. To bez dwóch zdań. Najnowszy materiał
będę jeszcze słuchał z jakąś tam nawet przyjemnością. Fakt, że jest mocno hard
rockowo, mało piracko, wokalnie Kasparek nie porywa itp. Z drugiej strony jest trochę
fajnych melodii, chwilami nawet ta muzyka porwała mnie w swoje objęcia...
W głowie pozostały
mi nawet niektóre tytuły: "Soldiers Of Fortune", przyjemne solo i
refreny w "Adventure Highway", "Fireheart", czy
"Bloody Island" (bardzo dobry numer!).
Jasna sprawa, że ta płyta
nie urywa dupki, od pierwszego razu słychać, że do runningowych pomników się nie
umywa... więc jak jest? A to jeszcze nie wiem. Przeca to jest "Pierwszy
raz", czyli kilka słów na świeżo, po pierwszy przesłuchaniu. Takie tam
pierwsze wrażenie. Więcej za jakiś czas na pewno w recenzji. A na razie...
wracam do drugiego odsłuchu "Resilient".
1 komentarz:
nareszcie komentarze! :)
Plytka jest powyzej sredniej.Do dobrych kawalkow nalezy jeszcze doliczyc "The Drift",ktory jest moim ulubionym na tej plytce.
Gregor
Prześlij komentarz